Bardzo lubię koreańskie "sheet" maski. Zazwyczaj kupuje je na allego, często za zabójcze ceny. Kiedy ostatnio zobaczyłam na półce w markecie polskie odpowiedniki za 6 zł i z ciekawości kupiłam od razu wersję nawilżającą i oczyszczającą.
Co obiecuje producent na odwrocie opakowania?
Maseczka ma walczyć z odwodnieniem, utratą elastyczności, szorstkością, napięciem i podrażnieniami.
Zawiera kwas hialuronowy, glicerynę, witaminę e, wodę z Alaski (skóra ma być być bogata w wapno, sód, potas, magnez), alantoinę, D-Panthenol, ekstrakty z alg i aloesu.
Po powrocie do domu od razu chciałam ją przetestować. Po otwarciu niby wygląda tak samo: mokra maseczka z wyciętymi otworami na oczy i usta. Myślę sobie, jest dobrze. Nałozyłam maske na buzię, odczekałam 20 min i efekt mnie nie powalił. Rzadna z maseczek nie dała takiego efektu jak koreanskie odpowiedniki. Skóra była niby nawilzona ale nie za bardzo, niby roświetlona ale tylko trochę i w ogóle jakos tak srednio.
Czy kupie ponownie? Pewnie tak, jeśli będę potrzebowała czegoś nawilżającego i akurat nie będę miała w azjatyckiego odpowiednika.
(zdjecia z babyonline.pl i kobieta20.pl bo ja chyba nigdy nie nauczę się porządnie fotografować :( )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz